W zasadzie mogłabym tutaj napisać "tak" i skończyć cały tekst, ale przecież nie o to chodzi. Kule nie są złe, bo ktoś tak powiedział, a reszta akwarystów powtarza jak stado lemingów, tylko ponieważ przemawia za tym cały szereg merytorycznych argumentów, wobec których ciężko znaleźć jakąkolwiek przeciwwagę. Tekstów na ten temat są już tysiące, ale może ktoś akurat trafi na ten tysiąc pierwszy i go przekona.
Z góry zaznaczam, że moja kariera chemika zakończyła się na pierwszej klasie liceum, a choć fizykę w szkole miałam rozszerzoną, nie poczuwam się również do bycia ekspertem od fizyki. Ale co nieco wiem. Dodać również należy - w czasie pisania tego artykułu nie ucierpiało żadne zwierzę, a wszystkie eksperymenty wykonywałam na przedmiotach, którym kula nie szkodzi.
Ucinając wszelkie ewentualne spekulacje w komentarzach, nie będę owijać w bawełnę - jestem posiadaczką kuli. Nie jako akwarium, chociaż przyznaję, że taki był cel jej zakupu. I nie wstydzę się tego. Nie wstydzę się tego, bo w momencie zakupu jako nieakwarystka nie miałam nawet możliwości wiedzieć, czym tak naprawdę jest kula dla ryb. Niemal od razu zauważyłam, że coś jest nie tak, poczytałam i porzuciłam ją na dobre. Kariera akwariowa mojej kuli zakończyła się około dwa tygodnie po jej zakupie i od tego czasu jest już tylko w "dozwolonym użytku". Z pewnością nie będę więc potępiać osób, które również miały lub mają nadal kulę, ale chcą się czegoś dowiedzieć dla dobra ryb, a nie uniosą się pustą dumą. A potem wyciągną z tej wiedzy odpowiednie wnioski. Z pewnością natomiast nie będę tak wyrozumiała wobec osób, które po zdobyciu tej wiedzy będą się wykłócać, że nauka fakty faktami, ale one wiedzą lepiej.
Zacznijmy może od początku. Podejdźmy do sprawy uczciwie i wymieńmy pozytywne aspekty kul (proszę o niewytykanie mi błędów logicznych, chcę opisać sytuację z punktu widzenia zwolennika kul):
- kompaktowość - czyli po prostu rozmiar. Kula wydaje się być dobrym rozwiązaniem dla kogoś, kto ma w domu mało miejsca,
- estetyka - kula po prostu ładnie wygląda nawet bez dodatkowych ozdóbek. A po włożeniu do niej kamyków daje fajny efekt,
- waga - kula jest lekka, więc nawet średnio wyrośnięte dziecko nie ma problemu z przeniesieniem jej,
- mały otwór u góry - mniejsza szansa na wyskoczenie rybki,
- łatwość dostania - kulę można kupić dosłownie wszędzie. Zarówno w sklepach akwarystycznych, nawet jeśli nie sprzedają ryb, jak i kwiaciarniach, na supermarketach i innych sklepach niebranżowe kończąc,
- popularność - każdy z nas widział jakaś reklamę, film, bajkę lub choćby obrazek w gazecie z welonką w kuli. A skoro tak, to przecież tyle ludzi z mediów nie może się mylić, prawda?
Spróbujmy prześledzić po kolei wszystkie te argumenty i je zweryfikować.
Ile akwariów mieści się w kuli?
Wydawałoby się, że kula jest wręcz idealna jako małe akwarium dla ryby, która nie wymaga dużej przestrzeni. I właściciela, który może "poświęcić" tylko małą szafkę. I tutaj z pomocą przychodzi nam matematyka.
Moja prywatna kula mieści około 5l wody (zalana bardzo wysoko), ma średnicę około 23cm w najszerszym punkcie i 20cm wysokości. A co by było, gdybyśmy wzięli akwarium o właśnie takich wymiarach - podstawie 23x23cm i wysokości 20cm? Proste obliczenie pokazuje, że mamy nieco ponad 10l. Jeżeli będziemy skalować wszystkie 3 wymiary równocześnie co 5%, to objętość zejdzie poniżej 5l dopiero przy skali 75% i wymiarach 17,25x17,25x15cm. Jeżeli zostawimy stałą wysokość 20cm i zmniejszać będziemy jedynie wymiary podstawy, 5l zostanie przekroczone przy skalowanie 65% i podstawie 14,95x14,95. Oczywiście skoki o 5% są dość duże, jednak już nam coś pokazują - przy danej ilości miejsca na półce kula przegrywa w przedbiegach.
Spójrzmy jeszcze w drugą stronę. Uznajemy, że najmniejsze rozsądne akwarium powinno mieć powyżej 20l. Zakładając, że mówimy tylko o akwarium typu kostka (sześciennym, czyli z wszystkimi trzema wymiarami równymi) i zwiększając długość boku/średnicy o 2,5cm otrzymujemy kostkę o boku 27,5cm i objętości nieco ponad 20l lub 30cm dających objętość 27l. A kiedy kula przekroczy nam ten próg? Zakładając, że kula jest naprawdę kulą (w rzeczywistości jest ona nieco spłaszczona i ścięta u podstawy i wylotu, więc jest jeszcze mniejsza), dopiero średnica 35cm pozwoli nam przekroczyć wartość 20l z wynikiem równym prawie 22,5l i dalej 37,5cm średnicy daje około 27,5l. Dodajmy do tego wszystkiego, że kulę możemy bezpiecznie zalać do około 2/3 wysokości, natomiast w akwarium prostopadłościennym wystarczy margines 1cm wysokości i zostajemy z wnioskiem, że jedyna przestrzeń, na jakiej oszczędzimy to przestrzeń życiowa ryby.
Ale dlaczego upieramy się na te 20l, skoro 5 w litrowym słoiku ryba też się zmieści? Cóż, moja odpowiedź może nie będzie zbyt naukowa, ale proponuję takim osobom zamknąć się w jednym, małym pokoju bez możliwości wyjścia z niego przez najbliższy miesiąc. Proponuję zabrać ze sobą jeszcze nielubianego sąsiada, bo często ryby w kuli lądują w grupach. Wnioski po takim miesiącu na pewno będą bardzo ciekawym materiałem dla psychologów i psychiatrów.
Dodatkowo matematyczną właściwością kuli jest gwałtownie zmniejszający się przekrój "u dołu", a co za tym idzie - bardzo małe dno. Dno, które powinno być ostoją ryb, gdzie znajduje się podłoże, z którego wyrasta liczna roślinność i na którym stoją twarde kryjówki - ceramika, korzenie, kamienie. Jeśli chcielibyśmy zapewnić chociażby tylko stosunkowo dobrą przestrzeń dna, musielibyśmy zasypać naprawdę dużą część kuli, dodatkowo zmniejszając jej objętość.
Tym oto sposobem właśnie rozprawiliśmy się ze stereotypem dobrej, małej kuli. Jako ciekawostkę matematyczną dodam fakt, że między kulą, a sześcianem jest ciekawe podobieństwo - stosunek objętości do pola powierzchni kuli wynosi 1/6 średnicy, natomiast dla sześcianu jest to 1/6 długości boku.
Co tam w kuli siedzi?
Jak dobrze wiadomo, są gusta i guściki. Trudno więc polemizować z argumentem czysto estetycznym. Możemy się za to obiektywnie przyjrzeć optyce kuli - tego, co widać na zewnątrz, a co wewnątrz. A co lepiej powie nam o optyce niż optyka właśnie. Wykonajmy bynajmniej nie myślowy eksperyment:
Potrzebne materiały i przyrządy:
- 1 aparat wodoodporny (tutaj stary telefon uwodoodporniony szczelnym woreczkiem strunowym),
- 1 model dużej istoty (tutaj tygrysek),
- 1 model ryby (tutaj breloczek do kluczy),
- 1 kula "akwariowa" z wodą (tutaj kula "akwariowa" z wodą),
- 1 para (czyli 2) oczu.
Przebieg eksperymentu:
Na początku chciałam sprawdzić coś lekkiego, czyli jak wygląda świat za kulą dla obserwatora przed kulą. W tym celu nasz model postawiłam najpierw obok kuli, a potem przesunęłam do w poziomie za kulę. Zaznaczyć należy, że wszystkie odległości prostopadle do aparatu zostały zachowane. Jakość zdjęć nie powala, ale nie chciałam ich obrabiać, żeby zachować wszystkie subtelne różnice w barwie, rozmyciu, itd. - wszystkie zdjęcia powstały na przestrzeni kilkunastu minut przy tym samym oświetleniu w bardzo słoneczny dzień.
Na tym zdjęciu widzimy tygryska postawionego obok kuli bez żadnych przeszkód pomiędzy nim a aparatem.
Tutaj tygrysek stoi już za kulą. Zauważmy, że wielkość kuli pozostaje cały czas bez zmian w aparacie. Maskotka natomiast jest dużo większa, rozmyta do tego stopnia, że zniknęły nawet prążki na łapach, kolory są inne niż w rzeczywistości, a wielkości zaburzone - pyszczek, znajdujący się w najszerszym miejscu kuli jest większy, niż powinien być, w dodatku całość nabrała szerokości. O tym, że lewa część maskotki wygląda, jakby właśnie przeszła w prędkość nadświetlną nawet nie wspominam.
A tutaj ujęcie zbiorowe. U góry widzimy uszy prawdziwej wielości. Dalej prawie cały tygrysek znika przez kilkukrotne załamanie się światła pod odpowiednimi kątami i powracają dopiero jego Wielkie Stopy. Ponownie rozmyte, zniekształcone i z innymi kolorami.
W drugiej kolejności zajęłam się tym, jak dobrze właściciel widzi, co dzieje się w jego "akwarium". Żeby nie zaśmiecać widoku, zajęłam się tylko jednym obiektem w kuli pozbawionej jakichkolwiek dekoracji. Breloczek ma kształt rybki, jest nieco połyskliwy przez cyrkonie i ma wielkość malutkiej welonki lub przeciętnego bojownika - czyli makieta idealna.
Wierzcie mi lub nie, ale tutaj naprawdę coś jest poza wodą. Nie wierzycie mi? A, to przepraszam, widok z nieco innej perspektywy - od góry:
Trochę zdechła, ale jest to widok, do którego posiadacz kuli musi się przyzwyczaić.
A tutaj mamy przykład, jak mnożą się ryby w kulach - przez załamanie. Pewne jest tylko jedno - oglądając te zdjęcia można dostać załamania nerwowego.
Teraz zajmiemy się najważniejszym - co widzi ryba. Bo może to my jesteśmy na przegranej pozycji, a mieszkańcy kuli mają się świetnie? No cóż, w tej sytuacji sprawy mają się tak:
Sprawdzamy przez "wylot", jak ma się nasza rybka. A ona... no cóż, obawiam się, że nawet z pomocą słynnych fachowców z "CSI: Kryminalnych zagadek xxx" nie domyśli się, jak wygląda jej właściciel. Gdyby ktoś musiał wstawić swoje zdjęcie, ale bardzo nie chciał pokazać, jak wygląda, polecam tę metodę fotografii.
W tej sytuacji "rybka" jest poza wodą, aparat w dokładnie tym samym miejscu - po lewej poza wodą, po prawej w wodzie jakieś 5-10cm od kuli licząc po blacie od podstawy zbiornika. Zależało mi na pokazaniu, jak rybka widzi obiekty połyskliwe. Widzi je bardzo dobrze. A czy od tego nie oślepnie na dłuższą metę, skoro nie może nawet zamknąć oczu, a po drugiej stronie postawimy lusterko, metalową ramkę, czy co tam jeszcze... No cóż, i tak w kuli nie ma zbyt wielu ciekawych rzeczy do oglądania.
Zdjęcia wykonane do góry nogami, ale doskonale pokazują, co widzi ryba na wysokości wody. Różnica pomiędzy pierwszym zdjęciem a drugim wynosi nawet nie 10cm. 10cm położenia tygryska względem stałej rybki, rzecz jasna. Grunt to znać wszystkie pryszcze na nosie właściciela.
I jeszcze spójrzmy na całość z dystansu. Wierzcie mi lub nie, ale podczas malowania ściany malarz nie był pijany, a całość była malowana niespełna rok, a nie wiek temu i jeszcze się nie zatarła do tego stopnia. A ja w żadnym zdjęciu nie dorabiałam czarnej ramki ani nie obcinałam nic w zdjęciach "lądowych".
Zauważmy, że mówimy cały czas o pojedynczym, dość prostym obiekcie, w dodatku statycznym. W momencie, gdy kula stoi na dziecięcym biurku, co się często zdarza, tych elementów jest dość spora ilość w najróżniejszych kolorach i o różnej fakturze (w tym rzeczy świecące, błyszczące, śliskie, odbijające światło, w agresywnych kolorach) i jakoś ze sobą powiązanych - jedno oparte o drugie, leżące na trzecim, zacienione przez czwartek, i tak dalej. Każdy z tych elementów sam w sobie się zniekształca, a dodatkowo te zniekształcenia nachodzą na siebie. Należy również pamiętać, że mówimy cały czas o obiektach statycznych. Nietrudno się domyślić, że skoro skala powiększenia i rozmycia zależy od tego, przez którą część kuli obraz musi się "przedostać" by do nas dotrzeć, zobaczymy jednostajnie poruszający się obiekt jako nagle przyspieszający i dużo większy, a potem spowalniający.
A jesteśmy dopiero przy optyce...
Nosił wilk kulę razy kilka
Zmierzmy się z argumentem wagi piórkowej - wagą kuli. Spotkałam się z tłumaczeniem, że lekkość kuli jest zaletą, gdyż prawie każdy w dowolnym momencie może ją przenieść bez konieczności babrania się podczas wylewania wody, wyciągania wszystkiego, ponownego układania, zalewania, itd. I trudno z tym dyskutować. Jako przedstawicielka płci niezbyt umięśnionej przyznać muszę, że nawet kostkę 27l wypełnioną tylko wodą muszę spuszczać prawie do dna żeby bez obaw przenieść ją do łazienki do czyszczenia, natomiast zalaną kulę mogę nosić z kąta w kąt bez najmniejszych problemów. Tylko czy to aby na pewno jest zaleta? W końcu akwarium to nie torebka, żeby zabierać na spacer co drugi dzień. Pisałam już o tym w Akwarium - hobby dla bogatych, ale powtórzę, bo to ważne - akwarium jest obiektem niemobilnym. Raz postawione w danym miejscu, powinno tam stać przez najbliższe miesiące, jeśli nie lata. I powinno stać tam stabilnie bez obawy, że spadnie przy najbliższej nadarzającej się okazji. Skoro nawet wątła osoba, czy większy pies może przesunąć bez przeszkód wypełnioną wodą i rybami kulę, to jaką mamy pewność, że ktoś się o nią nie oprze przez przypadek i zrzuci? Albo rzeczony już pies. Albo dziecko podczas zabawy wleci na stół, pociągnie za obrus i powódź gotowa. Nie przeczę, jestem w stanie przeszurać zalane 25l, zwłaszcza na bambusowej podkładce. Nawet całą szafkę z "dwudziestką piątką" przestawiałam. Jednak wymaga to stosunkowo dużo siły i chwilę trwa. Zakładając, że dorosły, silny mężczyzna przypadkowo oparłby się o taki zbiornik, może go przesunąć o kilka centymetrów, ale od razu się zorientuje, co się dzieje i zdąży uratować sytuację. A już z pewnością nie zrobi tego za pomocą sztuczki ze znikającym spod zastawy obrusem, co jestem sobie w stanie wyobrazić z kulą.
Zapyta ktoś - a co z wymianą wody? I tutaj waga akwarium po raz kolejny ratuje sytuację. Skoro nie mamy najmniejszego problemu z przeniesieniem całej kuli do łazienki i wylania wszystkiego, to czemu by tego nie zrobić? Zanim wężykiem lub pojemnikiem wylalibyśmy z porządnego akwarium wodę na tyle, by wylać ją całość, prawdopodobniej 3 razy nam się odechce. Jeśli będzie to akwarium jeszcze większe, tym bardziej nie będziemy chcieć co tydzień spędzać godziny z wylewaniem i wlewaniem wody. Dzięki temu nawet bez faktycznej wiedzy jest dużo większe prawdopodobieństwo, że zamiast wymian pojawi się prawidłowe postępowanie - podmiany. Akwarium to środowisko życia - może i nie naturalne, ale wciąż żywe. Zachodzą w nim pewne konieczne do poprawnego funkcjonowania organizmów żywych procesy biologiczne i chemiczne, które wymagają czasu, a które będą za każdym razem musiały zaczynać się na nowo, gdy wylejemy całą wodę. Nie można zatem niszczyć tych procesów dla dobra mieszkańców zbiornika - systematyczne podmianki wody w granicach 10-30% nieznacznie wpłyną na przeżywalność bakterii nitryfikacyjnych, cykl azotowy, równowagę biologiczną, ciągłość parametrów chemicznych i inne mądrze nazywające się procesy, a pozwolą rozrzedzić nagromadzone szkodliwe substancje w stopniu wystarczającym. Jeziora przecież też nikt nie wylewa co miesiąc.
Syndrom kurnej chaty
Niekiedy pojawia się argument, że mały otwór górny uniemożliwia rybie wyskoczenie z akwarium. Jest to argument problematyczny na kilku poziomach.
Po pierwsze - dlaczego w ogóle ryba wyskakuje z akwarium? Na palcach jednej ręki mogę policzyć popularne gatunki ryb akwariowych, które skaczą z nudów, a nie z poważnych przyczyn. Jeśli więc ryba faktycznie próbuje wyskoczyć ze zbiornika, to jest to ostatni dzwonek, by zainteresować się jej bytem. Dla większości gatunków jest to ostatnia, desperacka próba utrzymania się przy życiu - warunki są tak fatalne, a ryba w tak złym stanie emocjonalnym i fizycznym, że decyduje się opuścić obecny zbiornik z nadzieją, że poza nim znajdzie coś choć odrobinę lepszego lub śnie szybko i dużo mniej boleśnie.
I tak, bojowniki należą do tej właśnie kategorii. Ryba w dobrych warunkach nigdy nie będzie skakać poza naprawdę niskimi skokami do jedzenia (z mojej praktyki wynika, że robią to zwykle tylko osobniki uczone skakania na komendę lub przebywające z takimi osobnikami i są to skoki dużo niższe niż te, których się uczyły. A już na pewno nie na tyle wysokie, by wypaść choćby i z otwartego akwarium).
Mały otwór jest za to faktycznie jednym z argumentów - argumentów przeciw. Mały otwór sprawia, że trudno włożyć niektóre rzeczy do środka, uniemożliwia wygodny dostęp do każdego miejsca wewnątrz, czasem nawet uniemożliwia włożenie faktycznie potrzebnych rzeczy. Objętość górnej partii kuli jest mała, przez co wypór wody robi swoje i po włożeniu choćby palca poziom wody skoczy od razu w górę z możliwością wylania wody razem z rybką. Dodatkowo rękę do kuli wkładamy od środka akwarium i zajmujemy większość powierzchni tym działaniem, co sprawia, że i tak zestresowana i schorowana ryba nie ma gdzie uciec. W standardowym akwarium, nawet mniejszym, możemy rozplanować nasze działanie tak, by przynajmniej połowa zbiornika w tym jeden kąt była cały czas do dyspozycji jako kryjówka przestraszonych zwierząt.
Kula w każdym domu i sklepie
Nie oszukujmy się - nawet mały sklepik osiedlowy ma kilka kulek na stanie, podczas gdy z kupnem prostokątnego akwarium może być problem. Często widziałam nawet w supermarketach kilka takich "akwariów" pomiędzy żwirkiem dla kota i ziarnem dla papużek. Tylko czy łatwa dostępność faktycznie może być argumentem merytorycznym przemawiającym za jej bezpieczeństwem? Idąc tą logiką, najbezpieczniejszym i najlepszym produktem w Polsce są papierosy, a tuż za nimi faktoidy jako rzetelne źródło informacji. Kule nie są popularne, bo są dobre. Są popularne w sklepach, bo są popularne wśród kupujących - tak jak dostępność papierosów nie bierze się z ich walorów zdrowotnych, a popularności wśród ludzi na ulicy. Popyt pociąga podaż. Gwarantuję, że jeśli tylko wzrośnie świadomość społeczna i ludzie przestaną kupować kule na rzecz poprawnych zbiorników, te pierwsze znikną z półek działu zoologicznego i przeniosą się na ich prawidłowe miejsce - do działu z kwiatkami lub bibelotami.
Wypadałoby rozprawić się również z argumentem "xxx miał welonkę przez 3 lata i jakoś nic się nie stało". Zacznijmy od tego, że welon nie powinien żyć 3 lata, tylko 20. I osiągnąć kilkanaście centymetrów długości, czyli dosłownie wypełnić całą kulę niczym ryba z "Ludwiczka". Tylko że naturalnie tego nie zrobiła, bo organizm ratował się przed brakiem miejsca karłowacieniem, powodując deformacje organów wewnętrznych, czasem zaniki. Zastanówmy się również, czy klatka pół na pół metra jest odpowiednia dla kury, bo przecież tak właśnie trzymane są miliony tych zwierząt i żyją. Krótko, schorowane, z wypłukanym ze wszystkiego organizmem i z chorobami psychicznymi, ale żyją. Tylko czy to zasługa warunków, czy cholernie mocnej woli przeżycia tych zwierząt?
Uwaga, potwór!
Zajmijmy się argumentem, który nie ma swojego "pozytywnego odpowiednika", ale przewijał się już kilka razy - kula jest okrągła. Rzeczy okrągłe nie mają nigdzie ostrych załamań. Jakkolwiek odkrywczo by nie brzmiały te dwa zdania, są one niezmiernie ważne - w kuli nie ma kątów. Co za tym idzie, nie ma przestrzeni naturalnie bezpiecznej dla ryby. Przestraszona ryba szuka miejsca, gdzie może się ukryć, w które może się wcisnąć i instynktownie za takie miejsce uznaje róg zbiornika, w który może się wtopić i z którego ucieknie w inny róg, jeśli coś ją będzie próbowało dopaść.
A może chociaż zamiast rogów zrobić sztucznie kryjówki? Można, ale nie zapominajmy o tym, co pisałam już wyżej - wymaga to naprawdę znacznego okrojenia przestrzeni ryby posiadającej i tak już tragiczną ilość przestrzeni życiowej. I dna.
Skoro już jesteśmy przy okrągłości - nie odkryję Ameryki pisząc, że okrągłość kuli objawia się szczególnie na jej brzegu. Jak również jest tam największa, przez co ryba będzie zmuszona do trzymania się ścianek, by popływać. I będzie skręcać. I skręcać. I skręcać. Ciągle skręcać. Ciągle z wykrzywionym kręgosłupem, naciskając nierównomiernie na narządy wewnętrzne, w tym pęcherz pławny. W końcu skrzywienie się utrwali, podobnie jak deformacja narządów wewnętrznych, może nawet ich uszkodzenia, powodując problemy w poprawnym funkcjonowaniu organizmu.
Wizerunek medialny kuli
I tym oto sposobem doszliśmy do chyba największego problemu. Skoro tyle ludzi tak robi, a media pokazują jako coś dobrego, to przecież nie ma podstaw, żeby im nie ufać. Podejrzewam, że nie ma osoby, która by nie była w stanie wymienić co najmniej jednej reklamy popularnego produktu z rybką w kuli. Bank z gadającą welonką zachęcającą do kredytu, mamy przekomarzająca się z synkiem o wymarzone zwierzątko domowe, wspaniały energetyk wyczarowujący podwodne imprezy. Nie ma co się dziwić, że skoro ten wizerunek tak się utarł w masowej świadomości, nie każdy zadaje sobie trud, żeby sprawić, czy faktycznie jest to dobry pomysł.
O tym, że nie wolno przypinać psa na całe życie do budy, że kury w za ciasnych klatkach, czy dzikie zwierzęta na siłę "oswajane" i trzymane jako zwierzątka domowe są złymi zjawiskami, wie praktycznie każdy. O tym, że kule są równie dużym bestialstwem, nie wie nikt poza niewielką ilością akwarystów. Których nikt nie słucha, bo przecież "oni to by trzymali gupiki w basenie", Kasi welonka w kuli żyła całe trzy lata, a w ogóle to ryba to takie niedo-zwierzę, z którym nie da się pobawić, ani przytulić. Czy przypomina ktoś sobie, by w serwisie informacyjnym kiedykolwiek pokazali złego człowieka, który włożył rybę do kuli? Bo poruszające historie o ratowaniu małych lisków ze ścieku, psów uratowanych z worka na śmietniku, czy biednych kotkach trzymanych w złych warunkach od czasu śmierci babci-kociary można obejrzeć praktycznie co tydzień w głównych wydaniach wszelkich Wiadomości, Teleexpresach i temu podobnych.
Wiele razy zdarzało mi się stykać z ludźmi, którzy przekonywali mnie, że nie ma nic złego w kuli powołując się właśnie na wizerunek medialny i literaturę pseudonaukową typu "Jak opiekować się złotą rybką w kuli" za 9.99 z Kiosku Ruchu. Zazwyczaj wystarczy rzeczowa rozmowa i dobra argumentacja, żeby przekonać taką osobę do niepoprawności tego zjawiska. Co najbardziej budujące, najłatwiej przemówić do rozsądku dzieci.
Może więc my, akwaryści, nie powinniśmy reagować wrzaskiem na każde dziecko, które chce się pochwalić bojownikiem w kuli, ale po prostu na spokojnie z nim usiąść i wytłumaczyć, że jego ukochana rybka cierpi. Ludzie nie są z gruntu źli tylko niedoedukowani. Jeżeli welon w kuli jest złym stereotypem, to może czas współpracować, żeby wypracować inny wizerunek stereotypowego akwarium? Zamiast krzyku na nieświadomych ludzi, wywiesić przed sklepem sprzedającym kulę kartkę z informacjami o jej konsekwencjach. Zamiast obgadywać po kątach, co kto widział i snuć plany o zakazach prawnych dla właścicieli, zareagować w sklepie i zaproponować kupującemu normalne akwarium, a ewentualne kary proponować dla sprzedawców polecających kule. Zamiast straszyć - edukować i zachęcać do dobrych wzorów, pokazywać poprawne zachowania. I zachwycić nimi na tyle skutecznie, by w przyszłości nikt nawet nie pomyślał, że do takiej doniczki można by wpuścić żywe stworzenie.
ICOTERAS?!

A co z kulą? Na śmietnik? Niekoniecznie. Oczywistym jest, że nie będziemy jej wykorzystywać jako akwarium z rybami, natomiast świetnie sprawdzi się jako inkubator dla roślin akwariowych, pojemnik na wodę do odstania, czy nawet zwykła doniczkę. Niektórzy potrafią stworzyć nawet małe dzieła sztuki z takiej kuli!
-----------------------------------------------------
Zdjęcie należy do v66o.
-----------------------------------------------------
Zdjęcie należy do v66o.
-----------------------------------------------------
A czy Wy kiedyś mieliście kulę? Może właśnie zdecydowaliście się zmienić swoją kulę na prawdziwe akwarium? Może udało Wam się kiedyś kogoś do niej zniechęcić? Zapraszam do dyskusji w komentarzach i subskrypcji bloga!
A czy Wy kiedyś mieliście kulę? Może właśnie zdecydowaliście się zmienić swoją kulę na prawdziwe akwarium? Może udało Wam się kiedyś kogoś do niej zniechęcić? Zapraszam do dyskusji w komentarzach i subskrypcji bloga!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz